Adam Lizakowski - wiersze z okazji Dnia Ojca

piątek, 23.6.2017 14:08 946

Adam Lizakowski

Dwa wiersze  o ojcu z okazji Dnia Ojca z niewydanego jeszcze tomu pt. Jak zdobyto Dziki Zachód.

Ojcu

Najpierw osadzono go w wojsku
a później na Ziemiach Odzyskanych
jak ziemniaka w zaoranej, przeoranej
przez wojnę ziemi wymieszanej z popiołem
nastała pora do zapuszczania włosów, zarostu
korzeni - początek maja -
powoli wrastał w kamienistą górską ziemię
zapuszczono kurtynę z żelaza.

Z kolegami z wojska spadł prosto z nieba na
Sudety jak deszcz meteorytów.
Wielkich fal z tego powodu nie było,
wszystko zostało wygładzone
ręką żołnierską jak obrus na stole.

Zostali na lodzie w maju. Od powrotu do
domu odgradzały go pola, lasy, płoty,
rowy, łąki. rzeki, Odra, Warta,Wisła,
Dunajec, Bug - sztuczne granice stworzone przez
żywioły śpiące na Kremlu, Londynie
i Waszyngtonie

Na Wschód nie było po co wracać.
Wschód był w nich w warstwie językowej,
pieszczotach, emocjach, poklepywaniu się.

Wojna z czasem stała się tematem do
sentymentalnych wspomnień „dobrych czasów” -
Ilu Niemcy zabili krewnych, znajomych?
Ilu zabito Niemców. Wspominano
czasy powojenne - Niemcy byli wystraszeni
potulni i zdyscyplinowani, szybko pochowali
portrety Hitlera, zapomnieli smak chleba
Goebbelsowskiej propagandy
byli uprzejmi łasili się do nóg
jak polne kamienie ze strachu się kłaniali,
byli uniżeni, ale i z łbem na karku,
na co drugim domu wisiała kartka
z napisem „tyfus” chociaż tyfusu nie było
po to żeby Polak nie wszedł nie zajął mieszkania,
niejeden z nich dostał kulkę w łeb, bo
bronili kobiet, krowy, kozy, konia
rzucającego łbem to na lewo to na prawo
próbując pozbawić zwycięzców łupów.


Z dnia na dzień było coraz mniej pustych miejsc
coraz mniej było pustki w życiu, łóżku, przy stole
skończyło się puste gadanie o tym co było
a już nie jest - przestali przelewać
z pustego w próżne -
letnie deszcze zmyły akcent kresowy
opadało rozżalenie i wojenny pył z oficerek
chwytali życie na gorąco, rozżarzony
Wschód stawał się bryłą lodu.

Ojciec nie był Sewerynem Baryką
jego życie było inne niż ojca Goriot, nie
przypominał też Bogumiła Niechcica
nie znał się na pracy w polu i na oszczędzaniu
niczego nie składał ani ziarnka do ziarnka
i nie czego nie wybudował
na piasku, skale, lodzie
żył śpiewająco od wypłaty do wypłaty.

Bitwa pod Lenino

W nocy z 13 na 14 października 1943 roku. nastąpiło natarcie przez polską dywizję na niemiecką linię obrony. Straty dywizji kościuszkowskiej poniesione w dwudniowej bitwie pod białoruską wsią Lenino były bardzo duże. Z jej szeregów ubyło ponad 3 tysiące żołnierzy, z czego 510 poległych, 1776 rannych, ponad 650 zaginęło bez wieści, 116 dostało się natomiast do niemieckiej niewoli. Straty własne dywizji kościuszkowskiej wyniosły blisko 24% stanu osobowego i procentowo przewyższały straty 2 Korpusu Polskiego poniesione w walkach o Monte Cassino w maju 1944 roku we Włoszech.

Ojciec walczył pod Lenino, po zdobyciu Berlina
został osadnikiem wojskowym u podnóża Wielkiej Sowy -
syn z wypiekani na twarzy  podchodził w stronę stołu
posłuchać opowieści żołnierzy o wojnie -
o wielu bitwach rozegranych pomiędzy butelkami
taniego wina pitego w szklankach po musztardzie,
talerzykami z niedojedzonym śledziem,
talerzami z ogórkiem, wśród noży, widelców i łyżek,
wśród ścieżek wydreptanych okruchami chleba,
popielniczek wypełnionych petami toczyła
się bitwa.

Przez niedomknięte okno zaglądał wrzesień,
kot szedł  po cieniu muru, aby nie obudzić
zmęczonych bitwą żołnierzy półleżących na stołach,
półsiedzących na krzesłach.

Tak wyglądał krajobraz po bitwie, plac boju –
twarze już nie młode w popiele wspomnień,
z nosem przy ziemi  z ustami szeroko otwartymi
gotowymi do całowania ziemi, piersi odsłonięte,
gęste powietrze posiekane słowami kul
dziurawy sen, wspomnienia, życie.